wtorek, 23 września 2014

Łysa to tępa dzida i nic tego nie zmieni, ała... Nie bij mnie!

No gdzie tu te łapy?! Ta to już nie ma gdzie podłączać tej ładowarki... -.- Właśnie, 'ta' wraca na bloga, bo się jednak zdecydowała. Ona jest, kurde, tak zmienna, że nie wytrzymuję... Dobra, to ja to na niej wymusiłam, ale za karę kazała mi coś dla siebie zrobić. Pewnie i tak ta jej praca na blogu będzie tak samo wyglądać, jak wyglądała, no, ale jest. To już coś.
Nie wiem kiedy coś się pojawi, bo utknęłam z rozdziałem i takie gówno wyszło...
No, to ja już se idę, bo mnie Ziemniak woła...
Cześć.

środa, 10 września 2014

Happy Birthday, Joe!

Kurde, to już tyle lat. Och, Anthony, znamy się już 44 lata. Matko Boska, pamiętasz te czasy, kiedy Ty miałeś równe dwadzieścia lat a ja osiemnaście i jak wpadliśmy na siebie w Tesco? Miłość wtedy rozkwitła....
 Boże, według tego jestem już taka stara. ;_; Ale nie widać po mnie. Lecz dzisiaj nie przyszłam gadać o moim wieku, tylko o wieku pana Perry'ego! Joe dziś kończy 64 lata! A stary jeszcze, kurde, nie jest. Wygląda dobrze jak na swój wiek, musicie przyznać. Czego można mu życzyć...? 
Drogi, Joe, dużo szczęścia, nowych gitar, zdrowia, żebyś żył jeszcze kolejne 64 lata... Czekolady, tego, abyś już niedługo za mnie wyszedł... Ale jeśli za mnie wyjdziesz to czekolada gratis, bo ja ciągle ją żrę i mam przy sobie, więc...? Co jeszcze? On i tak tego nie przeczyta, ale to w końcu Joe! Jemu i tak życzenia trzeba złożyć. Dlatego żyj długo i nadal bądź taki Boski!

środa, 3 września 2014

Jak to pewnego razu Weroniki nie było...

Ekhem, dzisiaj opowiem Wam pewną historię, za którą Lars pewnie mnie pozwie, James jeszcze bardziej się obrazi, a Izzy zetnie na łyso Stevena. Jest ona... Nie mam pojęcia o czym, ale jak zwykle zaimprowizuję. Tak, to coś co czytaliście poprzednio to improwizacja, tekst został wymyślony podczas pisania. Przejdźmy do historii.
A zaczęło się to, tak...


- James, gdzie moje majtki?! - od samego rana Ulrich był zabiegany i nie wiedział, gdzie co jest.
Hetfield jednak nie był lepszy. Dlaczego? Ponieważ jego przyjaciele zapomnieli o jego urodzinach. Cały czas chodził smętnie po chałupie i wzdychał co chwila, czym wcale nie próbował uświadomić przyjaciół, że o czymś zapomnieli. Nawet jego ukochana żona - Boska i jakże piękna Wiktoria <a co?> zapomniała, a przynajmniej James tak uważał, ponieważ jak dla niego, to niedobre ciasto, które mu upiekła nie liczyło się.
 Dlatego w domu Metalliki odbywał się koszmar. W końcu wkurzony Lars zszedł na dół, do kuchni, gdzie zastał wokalistę z głową w lodówce. Zapewne się chłodził. Podszedł do niego i zdzielił go z bokserek w łeb. Blondyn szybko wyskoczył w górę i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na przyjaciela. Westchnął i odszedł z puszką piwa w ręce.
 Ulrich zmarszczył brwi i podszedł do Jamesa.
- Znalazłeś bokserki, gratuluję. - mruknął Hetfield i usiadł na kanapie.
- Co Ci jest? - zapytał perkusista.
- Nie, nic. Kompletnie nic. - burknął, po czym wstał z kanapy i opuścił dom.
Tanecznym krokiem, gibając się w lewo i w prawo przemierzał ulice Los Angeles.  Ze spuszczoną głową szedł powoli, nie mając żadnego celu, po Sunset Strip. Minął kilka barów, ale w obawie przed kolejnymi pseudo przyjaciółmi, którzy zapomnieli o jego urodzinach, nawet na nie nie spojrzał.
 Kiedy przechodził obok jakiegoś parku przysiadł na ławce. Westchnął ciężko i rozejrzał się po okolicy. Nie zauważył niczego, co warte by było jego uwagi (w końcu to James Hetfield). Jednak mało warta, Weronika Tempest, polewająca sobie stopy wodą z butelki zaciekawiła go. Podszedł do niej i przywitał się.
- Dobrze się czujesz? Co Ty robisz? - zapytał siadając obok.
- Polewam sobie stopy wodą. Zobacz jak fajnie. - podała mu butelkę. - Tylko zdejmij skarpety.
Uwaga, są to wydarzenia wzięte z życia Weroniki! Blondyn skrzywił się i pokręcił głową. Nie zwracając uwagi na koleżankę, poszedł dalej.
 Przechodząc obok kolejnych sklepów natknął się na Ian'a z Europe, który łaził z jakąś książką autorstwa Mic'a Michaeli'ego. A tytuł nosiła ona "Joey i przygoda z mlekiem". Hetfield wiedząc iż wokalista zaprzyjaźnionego zespołu jest uzależniony, właśnie od wspomnianego mleka, minął kolegę i poszedł dalej. 
 Szedł, szedł i szedł aż poszedł się nachlać do Gunsów, którzy jako jedyni nie zapomnieli o urodzinach blondyna. 

***

W tym czasie zacni koledzy Jamesa, czyli reszta Metalliki, próbowali przypomnieć sobie, co takiego się stało, że ich kolega ma focha. Niestety nie wychodziło im to za dobrze, do chwili, w której Cliff nie strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło. Wszyscy spojrzeli na niego z wyczekiwaniem.
- Miał wczoraj urodziny. James miał urodziny. - oznajmił.
- Aaaa... - i tak oto skumali.
Nie wiedząc, co mają zrobić pobiegli do Shreka i Fiony, którzy jak myśleli, mieli coś zaradzić. Oczywiście zostali mile powitani przez Osła, który rzucił w nich ciasteczkiem.
- A czego Wy tu? 
- My do Fiony i Shreka, są w domu? - zapytał Kirk.
- A może są, a może ich nie ma... - odparł i wstał z fotela, na którym uwielbiał przesiadywać. - SHREK! FIONA! JAKIEŚ ĆWOKI DO WAS!
Chłopacy z Metalliki, a szczególnie Lars, popatrzyli na zwierze ze złością. Ten nic sobie z tego nie robiąc, nalał do filiżanki herbaty, po czym ją wypił.
 Po chwili w pomieszczeniu zjawiło się małżeństwo w strojach jak z lat 70 takich typowo disco. Metallice szczena opadła, a Shrek podrapał się po tyłku. Fiona uśmiechnęła się przepraszająco i delikatnie pacnęła męża w głowę.
- Ee... - Ulrich wydał się zszokowany i jedyne do czego był zdolny to podniesienie jednego palca od ręki do góry.
- Idziemy na disco do Skid Row. - oznajmiła Ruda.
Cliff pokiwał głową zupełnie tak, jakby było to normalne. A nie jest!
- Fiono, James miał wczoraj urodziny, a mu zapomnieliśmy - zaczął basista. - I teraz on chodzi taki przygnębiony, i nie wiemy co zrobić.
Ogrzyca zamyśliła się, a Shrek zaczął jej się intensywnie przyglądać. Ruda myślała i myślała, aż tu nagle Osioł wykrzyknął.
- Idźcie do Dobrej Wróżki! 
- Tej z Kopciuszka? - upewniał się Kirk.
- A znasz inną? - zapytał Ogr.
- Nie.
- No właśnie, wynocha, już! 
I tak oto jedni wybrali do tej od pobiti coś tam, magia, magia BUM, a drudzy do sąsiadów na imprezę w stylu disco.
Członkowie Metalliki szli ulicami ZasiedmioGóroGrodu i rozglądali się za domem "starej, ale miłej wiedźmy" jak to nazwał wróżkę Lars.
 Po drodze spotkali ich kochanego listonosza, którym był Izzy. Szedł, jak zawsze zresztą, pijany i obijał się o każdą latarnię, bądź drzewo, które stało po drodze. Mężczyźni przywitali się, po czym dostali od Stradlina list, który przeznaczony był dla Wróżki. Panowie chętnie zgodzili się go zanieść, bo przecież są bardzo uczynni!

W tym czasie u Skid Row...

- Unca Bunca, unca bunca, unca boogie woogie, bunca! - śpiewał naśladował muzyczkę Sebastian kręcąc tyłkiem.
Fiona i reszta zespołu również włączyli się w dzikie wygibasy i razem tańczyli, aż Dave'wowi spadły okularki z nosa.
 Shrek spojrzał na nich z odrazą i kontynuował pożeranie ciasteczek.

U reszty...

- Dobra Wróżko! - krzyknął Lars w wejściu.
Nikt jednak im nie odpowiedział. Niepewnie weszli w głąb wielkiej willi. No, bo jak jest się dobrym i się wszystkim pomaga, to kasę się ma, co nie? 
 Złote meble i złote fotele. Złote ściany przyozdabiały obrazy w złotych ramkach. Za to na złotym stole stała złota figurka Stevena Tylera (?).
 Po chwili zza złotych drzwi prowadzących zapewne do kuchni, wynurzyła się siwowłosa podstarzała kobiecina. 
- Tak, kochanieńki? - zapytała słodkim głosikiem.
Metallikę wryło. Nikt jeszcze nie był dla nich takich miły i nikt NIGDY nie zwrócił się do Larsa "kochanieńki". No chyba, że Kirk...
- Ee... My przyszliśmy do pani, Dobra Wróżko, po radę. - zaczął Cliff.
- A jakaż to rada, słodziutki? - zapytała, czym wywołała u Hammetta wybuch nieopanowanego chichotu.
Burton popchnął przyjaciela, co raczej miało go uspokoić. Niestety nie podziałało.
- Nasz przyjaciel, James, miał wczoraj urodziny, a my o nich zapomnieliśmy.
- Oj, niedobrze, niedobrze... Proponuję cofnąć się w czasie. - odparła Wróżka, tak jakby to było najnormalniejszą rzeczą na Świecie.
- Można tak?! - wykrzyknął zaskoczony Ulrich.
- No jasne, kochanieńki. - zaśmiała się "Dobra" i zaczęła wymachiwać różdżką. - Bibidi babedi bu! 
- Bibibabułka... - zaczął powtarzać Lars, ale zanim się obejrzał nie był już w domu Wróżki, lecz u siebie w pokoju.
Zbiegł szybko na dół potykając się o gitarę Hetfielda, która leżała na chodach. Kiedy wbiegł do salonu ujrzał w nim wokalistę. Spojrzał na kalendarz, którego nie powinni mieć. Zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać skąd tu ten kalendarz, ale kiedy zobaczył na nim puszczającą do niego oczko Dobrą Wróżkę, uśmiechnął się. 3 sierpnia 1989.
 Zaraz po nim do salonu wbiegła reszta zespołu. Stanęli razem przed niczego niespodziewającym się Jamesem i wykrzyknęli.
- Happy fucking birthday!
________________________
Koniec. Śmieszne, tytuł trochę się zgadza, ponieważ Weroniki już ze mną nie ma i raczej nie będzie, bo odeszła. Jak tak sobie o tym myślę to robi mi się trochę smutno...
 Urodziny Jamesa były już daaaaaaaaawno temu, ale kiedy to zaczynałam to był jakiś lipiec, więc wiecie...

poniedziałek, 1 września 2014

Uwaga, uwaga - Weronika to łamaga!

Na samym początku muszę walnąć "przepraszam", więc... PRZEPRASZAM. Ziemniak odchodzi! Będzie ona pisać na boku jakieś inne opowiadanie, a ja...? Ja zostaję. Zostaję i będę dalej pisać na blogu. Nowe części opowiadań mogą pojawiać się bardzo rzadko, ale będą! 
To tyle.

Wićka Tyler